niedziela, 29 maja 2016

ROCZNICA

Środek tygodnia. W domu rozgardiasz, zabawki leżą w każdym możliwym miejscu, w niedawno umytej kafelce widzę rozgniecionego banana a może to inny owoc? Wszędzie kurz. Ale jak to? 2 dni temu sprzątałam. Na nic nie ma czasu myślę sobie, ciągle gonitwa i walka z czasem, praca. O dobo dlaczego trwasz tylko 24 h? Obiad? Zaraz zaraz obiad, trzeba znowu wymyśleć co tu zjeść... Mnie tam wystarczy kanapka, ale mąż? Mąż nie może być głodny, tak ciężko pracuje... Wstaje wcześnie rano. Na pewno jest zmęczony.. biedny on. Trzeba znowu coś wymyslać, znowu... no nie.
U mamy było tak dobrze, spokojnie, bez stresu, bez myślenia o czymkolwiek, tak beztrosko.
Zmęczeni codziennością, obowiązkami, ciągłą gonitwą za czymś wkurzamy się na siebie. Żeby to tylko raz w roku! o nie nie. Kilka razy w roku trzeba wyrzucić żale, że się nie domyśla, nie robi tego jak myślałam czy chciałam. Znowu pełno okruchów po pokrojonej bułce czy chlebie, zrolowana mokra ścierka na blacie. Mówiłam no....powtarzałam. Nie zostawiaj, sprzątnij. Odśwież ścianę bo jest cała w plamach, no ile można czekać...powtarzałam bez efektu. Znowu dopłata za wodę, ale jak to? No tak to nie dość, że droga sama w sobie, to żona codziennie musi umyć włosy, nie zmywa oszczędnie. Znalazł się Pan idealny. O co Ci kurde chodzi gościu?

Mam dość , każdy ma swoje racje, nie dojdziemy do kompromisu, nie stanie na moim. Trzeba będzie się rozstać, po co się męczyć i męczyć i ciągle docierać.

O matko ! niedługo czerwiec... 15 czerwiec, to już 3 rocznica naszego ślubu. Kiedy to zleciało? Ale że niby już 8 lat razem jesteśmy? Nigdy z nikim ani nikt ze mną aż tyle nie wytrzymał.
Dzisiaj sobie myślę ile ten mój małż musiał się nieraz nasłuchać. Ile razy znieść focha, ile razy sam podniósł ton głosu. Chyba musi mnie kochać?! Ja w gruncie dobra kobieta, ale potrafię dać popalić, gdy mnie ktoś wkurzy potrafię pokazać pazurki i nieźle się wkurzyć!
Dzisiaj trochę trudno wyobrazić sobie inaczej, pomimo upływu czasu, wielu trudności, różnic i dziwnych życiowych sytuacji. To ten człowiek. Mój mąż. Kocham go, jest najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Tyle rzeczy już przeszliśmy razem. Wiem, że mogę na nim polegać, że daje nam poczucie bezpieczeństwa -mnie i Zuzce. Jest świetnym ojcem. Uwielbiam patrzeć na ich relacje tata- córka. Niestety są rzeczy, których nie mogę zmienić. Nie wszystko od nas samych zależy. Dla mnie najważniejsze są te nasze m kwadratowe.
I choć myślę, że ludzie całe życie się docierają , my też, to najważniejszy jest kompromis. Trzeba po prostu umieć go sobie wypracować. Można się wkurzać a nawet trzeba oczyszczać czasem atmosferę, ale potem umieć ją łagodzić, kończąc dzień całusem w przysłowiowe czółko. Trzeba mieć poczucie, że "ja" to najważniejsza osoba. Nie, nie ja... nasze dziecko. Nasze wspólne wymarzone dzieło. Idealne, bo nasze.
Ile jeszcze przed nami planów, marzeń do zrealizowania!. Jeszcze taka długa, wspólna droga przed nami. Jak się na nie cieszę. Mam nadzieję, że te dwa najważniejsznie uda nam się zrealizować w przeciągu 2 najbliższych lat.
I nie wierzę w to gówiane, wieczne szczęście innych. Wy też nie wierzcie. Ja już dawno się z tego wyleczyłam, z facebookowego życia innych, ten ma to a tamta to. No chodzące ideały. Byle pokazać światu-niech zazdrości!. Chwalą się swoim idealnym, zaprogramowanym życiem myśląc, że mają się lepiej od innych. Choć czasem jeszcze emocje dają górę, mąż sprowadza na ziemię. Nie wolno żyć życiem innych, to tylko zatruwa nasz umysł.
Mamy cudowne życie, nasze życie. I mam wielką nadzieję, że nikt obcy i nie przychylny mi, nie będzie mieszał w tym naszym kotle.






Kocham Cię D.