poniedziałek, 28 lipca 2014

32 tygodnie razem








 Dawno mnie tu nie było. Bo niby był czas, a jednak nie. Bo chęci brak? A może motywacji i weny do dalszego pisania? Pewnie wszystko razem do kupy nałożyło się na siebie.
  Właśnie zaczęłyśmy 32 tydzień razem ! :). Nie mogę w to uwierzyć, że tyle czasu noszę Zuzę w sobie. Kiedy to minęło i jak? Może wtedy mijało przez ciężką pracę, bo nie dawała na początku i długo długo znaku o sobie. A teraz? Teraz prawie każdego wieczoru przypomina mi o sobie robiąc koziołki i inne figlarne ruchy. Ciekawe czy ciepło jej tak samo jak mamie? Pewnie tak :)
  Dzisiaj byłam z Panem Mężem obejrzeć szpital, a w zasadzie oddział, na którym być może będę rodzić. Tak Nam zaproponował doktor, który de facto pełni tam ważną rolę ;). Chyba nawet był, ale przypuszczalnie odbierał porody, bo wszystkie  3 "porodówki " były zajęte. Wyznaczyliśmy trasę, ogólny czas dojazdu itd. W samym miejscu czysto, typowo jak w polskim szpitalu bym powiedziała i dużo dużo mam z dziećmi, płacz maluchów. Ogarnęła mnie panika, strach i cały mój wewnętrzny spokój ducha jakby prysnął. Widząc mamy same ze sobą i dzieckiem naszły mnie czarne myśli, że nie dam rady, nie poradzę sobie z karmieniem, z trzymaniem, podnoszeniem, ogólnie z niczym. A może samo przyjdzie? Na początku nieporadne zmieni się w rutynową, bezstresową czynność dnia codziennego. Mam taką nadzieję. Nie chodzę do żadnej szkoły rodzenia, bo parę osób powiedziało mi, że i tak nic z tego nie wyniosło. Na to samo wyjdzie, jeśli poczytam jakiś poradnik. Boję się złośliwej pielęgniarki czy położnej niespełnionej życiowo lub zawodowej, aż wreszcie tego, żeby wszystko przebiegło zgodnie z planem, bez nadmiernego przeciągania z niekorzyścią dla dziecka.
  Kiedyś nasze mamy nie chodziły do żadnych szkół rodzenia i rodziły. Moja np.o filigranowej posturze i niedużym wzroście urodziła prawie 4-kilową dziewczynę dość szybko i w sumie bez problemów. Ciągle myślę nad tą szkołą, ale nie wiem.. Bardziej interesują mnie  praktyczne wskazówki, ćwiczenia niż czysto sucha teoria czy procesy biologiczno-chemiczne zachodzące w organizmie matki, które de facto gdzieś tam na studiach miałam okazje poznać. Mam mętlik w głowie. Ufff głowa do góry jak to mówią, przecież nie jestem sama, skoro inni dają radę to ja chyba też dam.

                                                        Pozdrawiam,

                                                              M.

czwartek, 17 lipca 2014

odwiedziny mamy

  Mama kiedy mnie odwiedza albo ja ją zawsze robi jakieś niespodzianki od najmniejszych do największych!:) cała mama:) mam nadzieję, że będę taką mamą Zuzankową jaką ona jest dla mnie.
  A dzisiaj w roli głównej jej ciasto drożdżowe. Bo mama zawsze kojarzy się z dobrymi wypiekami, z zapachem ciasta w domu, cynamonem czy przyprawą korzenną :))). "Idealna" (dla mnie) Zuzankowa mama czyli taka jak przeczytałam ostatnio w jednej dość mądrej książce "nie dająca się zwariować, chcąc robić wszystko w prawidłowy sposób, bo taki poprostu nie istnieje!"
  Jestem tylko Ja i Moje dziecko, niepowtarzalna kombinacja. w której obie strony uczą się siebie i swojej roli po raz pierwszy  :)
                                                                             M.

wtorek, 15 lipca 2014

historie z życia wzięte :)/1


 A u Nas dzisiaj obiad na słodko :). Tak dla odmiany jako alternatywa dla mięsnego obiadu. Idealny na ciepłe. letnie dni jak dziś. Makaron ze śmietaną,  jagodami :). Mam nadzieję, że mojemu mięsnemu jeżowi będzie smakowało:)
                                                            
                                                             
                                                   Smacznego
                                                                 
                                                         M.

sobota, 12 lipca 2014

Misz masz czyli wszystko i nic:) Zuzankowe zakątki /1

 Jak już wspominałam przygotowywanie się do przyjścia na świat dziecka jest stresujące, ale może być także świetnym, kreatywnym procesem, który wzbudza mnóstwo uśmiechu od ucha do ucha:).
 Obecnie czekamy na łóżeczko które zamówiliśmy, a ja już nie mogę doczekać się kiedy stanie obok naszego łóżka! W sierpniu planujemy wózek, model wybrany, kolor też, nosidełko także. Zdjęcia innym razem. Z racji, że nie mam doświadczenia, słucham moich koleżanek- młodych, świeżo upieczonych mam , ich porad, co warto, a czego nie. Dziękuje Wam wszystkim i każdej z osobna:). Dużo podpatruję, czytam szczególnie w internecie.
  A teraz uśmiecham się do tworzącego się od podstaw regału Zuzankowego i myślę o jego kolejnych poziomach, w jaki sposób je wykorzystać tak aby było jej przytulniej, cieplej, tak jej... Przyglądam się zdjęciu i zastanawiam jak się zmieniła, czy mnie słyszy. Ale ciekawość tę muszę zostawić na przyszły tydzień. Wtedy znowu zobaczę ją na USG.


 Sporo maskotek na Zuzkę czeka, większość moich jak byłam dzieckiem, nawet markowych całkiem uszanowanych prawie jak nowe, bo byłam dzieckiem mało niszczącym, misie od Taty jak był jeszcze narzeczonym:). A żeby były w jednym miejscu, nie kradzione przez psa, dostałyśmy prezent od babci (mojej mamy). Kosz do ich przechowywania jest fajnym rozwiązaniem na utrzymanie porządku i trzymania w jednym, nie tak bardzo dostępnym miejscu. I tak się uśmiecham od ucha do ucha :)
                                                                               M.

Tak sobie pichcę...czyli słodkiej chatki cd. /2

  Dzisiejszy dzień był wyjątkowo udany. Umówiłam się z mamą na wspólne zakupy i kawę z ploteczkami. O nie nie!nie myślcie, że jestem kawoszem w ciąży!!!co to to, to nie! Lubię kawę owszem, a właściwie mleko z kawą. Zawsze taką pijałam najlepiej z dużą ilością pianki, słabą w typie latte. Nigdy nie miałam problemów z ciśnieniem było zawsze książkowe lub trochę niższe, więc 1 kawa "lekka" jest dozwolona:). Dodam, że przez pierwsze 3 miesiące ciąży nie pijałam jej praktycznie wcale. Tak więc w 7 nie wahałam się wypić mrożonej z własną mamą:)
  Zakupy z mamą są zawsze udane;)!. Udało się kupić dla mnie sukienkę letnią i tunikę. Właściwie dla Nas jak to mama określiła-bo miejsce z przodu zajmuje teraz Zuzka. Jak narazie nie przybrałam niesamowicie dużo około 6kg. Nie stosuję żadnej diety, nie mam napadów obżarstwa, jem to na co mam ochotę, to co podpowiada mi organizm. Staram się jeść zdrowo, co nie znaczy, że tylko takie produkty spożywam. Pozwalam sobie na różna rzeczy;).

  Odnosząc się do tytułu postu postanowiłam tym razem spróbować zrobić muffinki. Nigdy nie robiłam ich sama, często zbierałam się do ich zrobienia, no ale zawsze było coś praca, zmęczenie, inne obowiązki. Uznałam, że czas to zmienić. Dzisiejsze popołudnie było doskonałą okazją z racji tego, że Pan mąż pojechał z kolegami na paintball, pies dał mi trochę spokoju i zajął się sobą, aż w końcu zasnął.
  Z pieczeniem jest u mnie jak z rysowaniem, odstresowuje mnie, relaksuje, pozwala przenieść się do innego świata. Oddaje temu zawsze swoje serce. Taka moja mała pasja, która kiedy wychodzi sprawia ogromną satysfakcję i chęć podzielenia się z innymi.
  Moje muffinki z kawałkami czekolady zrobiłam z przepisu  Nigelli Lawson.

Oto niezbędne składniki:
  • 1 i 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 2 łyżki kakao
  • 3/4 szklanki cukru pudru (dałam 1/2 szklanki)
  • kilka kostek czekolady (dałem posiekaną czekoladę gorzką z  ponad 60%zawartością kakao, bo mleczna średnio mi smakuję i jest trochę bezwartościowa moim zdaniem, troszkę białej z orzechami)
  • 1 szklanka mleka
  • 1/2 szklanki oleju
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (ja dałam 1 łyżeczkę cukru waniliowego)
  Wykonanie :
Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia i sodą do dużej miski, dodać kakao, cukier puder razem wymieszać.
W drugiej misce wymieszać mokre składniki: mleko (dałam  letnie), jajko, olej, wszystko delikatnie zmiksowałam.
Do miski z suchymi składnikami przelać "mokre" można wymieszać ręcznie za pomocą drewnianej łyżki (nie przejmować się grudkami), ja jednak delikatnie połączyłam oba składniki za pomocą miksera, na koniec wsypałam posiekaną czekoladę i wymieszałam.
Gotowe ciasto przekładać do papilotek, najlepiej robi się to za pomocą łyżki do lodów, wykładamy do 2/3 wysokości, na wierzch muffinek posypujemy jeszcze posiekaną czekoladą.

Piec w temperaturze 185 st.C. około 20 minut.

                                                           Smacznego


                                                                    M.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Nie taki pies jak go malują









  Dawno mnie tu nie było. Właśnie siedzę sobie na moim tarasiku i rozmyślałam. W końcu lato daje czadu! u mnie mnóstwo słońca. Można powiedzieć, że żar leje się z nieba. Jak na początku wspominałam od zawsze byłam psiarą. To chyba odziedziczyłam po mamie. Od małego dziecka nie bałam się psów, a ich widok wprawiał mnie euforię. Zawsze mówiłam, że jak będę na swoim to będę też mieć pieska i spełni się moje ogromne długoletnie marzenie. I tak się stało, od 8 miesięcy jestem posiadaczką boston teriera.
  Nord, bo tak ma na imię mój pies jest niezwykle energicznym 10-miesięcznym pieskiem. Wszędzie go pełno, ma niespożyte pokłady energii. Lubi sobie czasem poszczekać jak coś nie jest po jego myśli. Jest jak dziecko, ha może nawet gorzej! Czasem śmieję się w środku, że po przeżyciach z Nordem, Zuzka mnie już nie zaskoczy. Nord jest niezwykle inteligentym pieskiem. Gdy przychodzi późny wieczór staje się przekochany przychodzi do łóżka, przytula się i oczekuje czułości. Niestety jego problemem jest ADHD!Nie nie nie nie stwierdzone medyczne, ale ja uważam, że je ma dopóki się mocno nie zmęczy. Jest niezwykle spostrzegawczym i pamiętliwym psem. Wie gdzie co jest przechowywane i często nie waha się tej wiedzy skorzystać. Zabiera kapcie, buty, gdy tylko spuści się z niego wzrok. Przy montowaniu szafy zainteresował go nawet śrubokręt, który oczywiście porwał pod łóżko. To istny złodziej, a jego prywatne zabawki nie zawsze go satysfakcjonują. Niestety pomimo częstych spacerów trzeba po nim sprzątać czasem w domu, co niejednokrotnie jest irytujące. Najgorsze jest to, że gdy przychodzą do Nas goście wpada w szał, zwraca na siebie uwagę, szczeka, oczekuje zabawy i zamiast gośćmi niejednokrotnie trzeba pilnować psa. Jest towarzyski i kochany, mały  ale każdy nieprzewidywalne dla niego zachowanie człowieka wpędza go w agresję. Podskakuje do ludzi przechodzących obok i uwielbia podgryzać ręce, co niestety nie każdemu odpowiada. Próbujemy nieustannie oduczać go pewnych zachować, jest lepiej jak na samym początku, ale do osiągnięcia celu trochę nam jeszcze brakuje.
  Co raz bardziej martwię się, jak to będzie jak Zuzka przyjdzie na świat. Jak na nią zareaguje? Czy nie będzie zazdrosny?Czy nie będzie po niej skakał i nieświadomie nawet nie zrobi jej jakiejś krzywdy?
Kocham go jak członka rodziny, ale to piesek, który czasem ma różne pomysły i narazie nie wyobrażam sobie ich zostawić sam na sam. Posiadanie psa ma wiele korzyści w przypadku małego dziecka. Dziecko intensywnie się rozwija, uczy się budować relacje ze zwierzęciem. Uczy jak opiekować się drugą istotą, jak być za nią odpowiedzialną i jak jej nie krzywdzić.  To ogromne plusy!
  Często myślę czy podołam wszystkim obowiązkom. W końcu to moje dziecko najważniejsze na świecie! A pies? Nie chcę żeby czuł się odstawiony, już niepotrzebny. Chciałabym, żeby ułatwiał mi opiekę nad tą małą istotką , a nie ją utrudniał. Wierzę, że tak będzie ciągle wierzę. Bo co jak przestanę? Nie chciałabym oddawać psa, to byłaby moja osobista porażka. Jak to? że ja ? nie dałam rady? nie dałam rady z małym 8-kilowym pieskiem?
  Jakoś to będzie prawda, bo zawsze jakoś jest.
                                                          zatroskana M.

wtorek, 1 lipca 2014

Słodka chatka

 Wczoraj był paskudny dzień. U mnie ciągle i ciągle padało, a momentami lało. Nic mi się nie chciało, nawet ruszyć ręką.
  Dzisiaj obudziło mnie słońce. Dostałam nowej energii do życia. Postanowiłam więc zrobić coś co od dawna miałam w planach. Lubię różne zbożowe ciasteczka z owocami czy innymi dodatkami, więc pomyśłałam, że może warto byłoby zrobić "domowe", takie wzbogacone o swoje ulubione dodatki z mniejszą ilością cukru, zrobione z najlepszej jakości składników. Dobre a zarazem zdrowe. Skorzystałam z przepisu, który znalazłam w internecie. Często mam do nich dystans, bo nie zawsze są dobre i niekoniecznie zgodne z prawdą. Zmodyfikowałam przepis o dodatki, które akurat miałam w domu i które lubię jeść z mlekiem czy jogurtem.
 Takie domowe ciasteczka owsiane z owocami mogą być dla dziecka fajną alternatywą dla słodkich, pełnych cukru ciastek ze sklepu. Jak powiedziała mi Pani Mama Dietetyk z jednego z blogów- posiadanie małego dziecka motywuje do robienia czegoś co jest naturalne , zdrowe, nie zawiera 5 tysięcy niepotrzebnych do życia składników i konserwantów aż wreszcie nie uzależnia od cukru.
 Ciasteczka wykonałam  z :
- 1 jajka
- 140 g mąki z pełnego przemiału w typie razowej
- 75 g cukru brązowego lub można dodać kilka łyżeczek miodu w zależności od smaku,   gustu
- 125 g masła
- płatki owsiane z crunchy kokosowym
- garść suszonej żurawiny
- garść skórki pomarańczowej
- posiekane orzechy włoskie
- kawałeczki posiekanej gorzkiej czekolady z dużą zawartością kakao oraz orzeszkami laskowymi
  Można dodać migdały jeśli tylko się lubi lub białą czekoladą. Proponuję jednak wybierać czekoladę nie najtańszą, ale bogatą w wartościowe składniki czyli z dużą zawartością kakao, która zawiera cenny magnez.
A oto przebieg mojej dzisiejszej "kuchennej ewolucji" :)





                                           Idealnie pasują do kawy na towarzyskie spotkanie:)

                                                               Smacznego:)


                                                                       M.