środa, 6 sierpnia 2014

o "diecie" w ciąży

  Przygotowując sobie dzisiaj rano śniadanie myślałam o tym co jadłam i jak jadłam w ciąży do tej pory. Nie zamierzam prawić tu jakiś morałów na temat zdrowego żywienia, bo ja od tego nie jestem. Myślę, że to zadanie należy do specjalistów czy dietetyków.
  Czy jesteśmy w ciąży czy nie złotą zasadą jest jeść wszystko, ale nie "żryć" jak to zabawnie określiła jedna bardzo fajna położna, z którą ostatnią mam okazję debatować. Drugą zasadą, którą ja uznaje za świętą jest to, że je się dla dwojga a nie za dwoje! O! nie wiecie jak się we mnie gotowało jak usłyszałam kilka razy od kogoś jedz jedz, bo teraz trzeba jeść za dwoje. Ojej to zdanie działa na mnie jak płachta na byka. Na szczęście moja mama jest tego samego zdania i nie wmuszała we mnie nigdy jedzenia za co jej serdecznie dziękuje, że tak było zawsze:).
  Na pytanie położnej jak się odżywiam? najlepsza odpowiedź brzmiała, że jem wszystko oczywiście z rozsądkiem.Są w zasadzie 4 rzeczy, których nie można jeść w ciąży : tatar/ mięso typu medium rare, ryby wędzone na zimno, sery pleśniowe, nie wspominając już o papierosach i alkoholu! Trzeba jeść rzeczy treściwe a nie im więcej tym lepiej. Skłamałabym, że przez 8 miesięcy jadłam wyłącznie zdrowo. No hello! jesteśmy tylko ludźmi-ja też!:). Zdarzyło mi się pić colę. Polecam ją szczególnie jak ktoś ma mdłości w ciąży, ale nie wymiotuje!Jem słodycze,desery, zdarzyło się zjeść pizze czy inny posiłek"mniej zdrowy". Słuchałałam i słucham na bieżąco swojego organizmu i jego potrzeb. Myślę, że to jest właśnie złoty środek w połączeniu z myśleniem. Poza tym uważam, że dziecko powinno mieć kontakt z wieloma urozmaiconymi pokarmami, z którymi nie raz spotka się w swoim dalszym życiu.
  Moje dzisiejsze śniadanie wyglądało tak ;)

     Teraz jest fajny czas, jeśli chodzi o witaminy w postaci świerzych, sezonowych owoców i warzyw, których niestety zimą brak. Staram się maksymalnie to wykorzystywać. Był sezon na truskawki- jadłam je na potęgę szczególnie z galaretką, bo w takiej postaci mi smakują najbardziej. Teraz staram się codziennie zjeść przynajmniej 1 jabłko, albo moja ulubioną nektarynkę czy morelę. Moja dzisiejsza bomba energetyczno-witaminowa :)
                                    Życzę wszystkim smacznego, bo pora śniadaniowa trwa
                                                             Pozdrawiam,
                                                                    M.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

o sesji brzuszek

Bardzo długo miałam jakąś awersje do tego typu sesji . Jak tak dłużej pomyślę to sama nie wiem dlaczego? Może zdanie odmieniła moja własna ciąża:). To, że może ta chwila się nie powtórzyć albo prędko nie powtórzyć, chęć zachowania na zawsze tego co było i jak było będąc brzuchatką:). Chciałam, żeby sesja była na wesoło i chyba taka była:). A o to kilka zdjęć.










                                                                    Pozdrawiam,
                                                                         M

poniedziałek, 28 lipca 2014

32 tygodnie razem








 Dawno mnie tu nie było. Bo niby był czas, a jednak nie. Bo chęci brak? A może motywacji i weny do dalszego pisania? Pewnie wszystko razem do kupy nałożyło się na siebie.
  Właśnie zaczęłyśmy 32 tydzień razem ! :). Nie mogę w to uwierzyć, że tyle czasu noszę Zuzę w sobie. Kiedy to minęło i jak? Może wtedy mijało przez ciężką pracę, bo nie dawała na początku i długo długo znaku o sobie. A teraz? Teraz prawie każdego wieczoru przypomina mi o sobie robiąc koziołki i inne figlarne ruchy. Ciekawe czy ciepło jej tak samo jak mamie? Pewnie tak :)
  Dzisiaj byłam z Panem Mężem obejrzeć szpital, a w zasadzie oddział, na którym być może będę rodzić. Tak Nam zaproponował doktor, który de facto pełni tam ważną rolę ;). Chyba nawet był, ale przypuszczalnie odbierał porody, bo wszystkie  3 "porodówki " były zajęte. Wyznaczyliśmy trasę, ogólny czas dojazdu itd. W samym miejscu czysto, typowo jak w polskim szpitalu bym powiedziała i dużo dużo mam z dziećmi, płacz maluchów. Ogarnęła mnie panika, strach i cały mój wewnętrzny spokój ducha jakby prysnął. Widząc mamy same ze sobą i dzieckiem naszły mnie czarne myśli, że nie dam rady, nie poradzę sobie z karmieniem, z trzymaniem, podnoszeniem, ogólnie z niczym. A może samo przyjdzie? Na początku nieporadne zmieni się w rutynową, bezstresową czynność dnia codziennego. Mam taką nadzieję. Nie chodzę do żadnej szkoły rodzenia, bo parę osób powiedziało mi, że i tak nic z tego nie wyniosło. Na to samo wyjdzie, jeśli poczytam jakiś poradnik. Boję się złośliwej pielęgniarki czy położnej niespełnionej życiowo lub zawodowej, aż wreszcie tego, żeby wszystko przebiegło zgodnie z planem, bez nadmiernego przeciągania z niekorzyścią dla dziecka.
  Kiedyś nasze mamy nie chodziły do żadnych szkół rodzenia i rodziły. Moja np.o filigranowej posturze i niedużym wzroście urodziła prawie 4-kilową dziewczynę dość szybko i w sumie bez problemów. Ciągle myślę nad tą szkołą, ale nie wiem.. Bardziej interesują mnie  praktyczne wskazówki, ćwiczenia niż czysto sucha teoria czy procesy biologiczno-chemiczne zachodzące w organizmie matki, które de facto gdzieś tam na studiach miałam okazje poznać. Mam mętlik w głowie. Ufff głowa do góry jak to mówią, przecież nie jestem sama, skoro inni dają radę to ja chyba też dam.

                                                        Pozdrawiam,

                                                              M.

czwartek, 17 lipca 2014

odwiedziny mamy

  Mama kiedy mnie odwiedza albo ja ją zawsze robi jakieś niespodzianki od najmniejszych do największych!:) cała mama:) mam nadzieję, że będę taką mamą Zuzankową jaką ona jest dla mnie.
  A dzisiaj w roli głównej jej ciasto drożdżowe. Bo mama zawsze kojarzy się z dobrymi wypiekami, z zapachem ciasta w domu, cynamonem czy przyprawą korzenną :))). "Idealna" (dla mnie) Zuzankowa mama czyli taka jak przeczytałam ostatnio w jednej dość mądrej książce "nie dająca się zwariować, chcąc robić wszystko w prawidłowy sposób, bo taki poprostu nie istnieje!"
  Jestem tylko Ja i Moje dziecko, niepowtarzalna kombinacja. w której obie strony uczą się siebie i swojej roli po raz pierwszy  :)
                                                                             M.

wtorek, 15 lipca 2014

historie z życia wzięte :)/1


 A u Nas dzisiaj obiad na słodko :). Tak dla odmiany jako alternatywa dla mięsnego obiadu. Idealny na ciepłe. letnie dni jak dziś. Makaron ze śmietaną,  jagodami :). Mam nadzieję, że mojemu mięsnemu jeżowi będzie smakowało:)
                                                            
                                                             
                                                   Smacznego
                                                                 
                                                         M.

sobota, 12 lipca 2014

Misz masz czyli wszystko i nic:) Zuzankowe zakątki /1

 Jak już wspominałam przygotowywanie się do przyjścia na świat dziecka jest stresujące, ale może być także świetnym, kreatywnym procesem, który wzbudza mnóstwo uśmiechu od ucha do ucha:).
 Obecnie czekamy na łóżeczko które zamówiliśmy, a ja już nie mogę doczekać się kiedy stanie obok naszego łóżka! W sierpniu planujemy wózek, model wybrany, kolor też, nosidełko także. Zdjęcia innym razem. Z racji, że nie mam doświadczenia, słucham moich koleżanek- młodych, świeżo upieczonych mam , ich porad, co warto, a czego nie. Dziękuje Wam wszystkim i każdej z osobna:). Dużo podpatruję, czytam szczególnie w internecie.
  A teraz uśmiecham się do tworzącego się od podstaw regału Zuzankowego i myślę o jego kolejnych poziomach, w jaki sposób je wykorzystać tak aby było jej przytulniej, cieplej, tak jej... Przyglądam się zdjęciu i zastanawiam jak się zmieniła, czy mnie słyszy. Ale ciekawość tę muszę zostawić na przyszły tydzień. Wtedy znowu zobaczę ją na USG.


 Sporo maskotek na Zuzkę czeka, większość moich jak byłam dzieckiem, nawet markowych całkiem uszanowanych prawie jak nowe, bo byłam dzieckiem mało niszczącym, misie od Taty jak był jeszcze narzeczonym:). A żeby były w jednym miejscu, nie kradzione przez psa, dostałyśmy prezent od babci (mojej mamy). Kosz do ich przechowywania jest fajnym rozwiązaniem na utrzymanie porządku i trzymania w jednym, nie tak bardzo dostępnym miejscu. I tak się uśmiecham od ucha do ucha :)
                                                                               M.

Tak sobie pichcę...czyli słodkiej chatki cd. /2

  Dzisiejszy dzień był wyjątkowo udany. Umówiłam się z mamą na wspólne zakupy i kawę z ploteczkami. O nie nie!nie myślcie, że jestem kawoszem w ciąży!!!co to to, to nie! Lubię kawę owszem, a właściwie mleko z kawą. Zawsze taką pijałam najlepiej z dużą ilością pianki, słabą w typie latte. Nigdy nie miałam problemów z ciśnieniem było zawsze książkowe lub trochę niższe, więc 1 kawa "lekka" jest dozwolona:). Dodam, że przez pierwsze 3 miesiące ciąży nie pijałam jej praktycznie wcale. Tak więc w 7 nie wahałam się wypić mrożonej z własną mamą:)
  Zakupy z mamą są zawsze udane;)!. Udało się kupić dla mnie sukienkę letnią i tunikę. Właściwie dla Nas jak to mama określiła-bo miejsce z przodu zajmuje teraz Zuzka. Jak narazie nie przybrałam niesamowicie dużo około 6kg. Nie stosuję żadnej diety, nie mam napadów obżarstwa, jem to na co mam ochotę, to co podpowiada mi organizm. Staram się jeść zdrowo, co nie znaczy, że tylko takie produkty spożywam. Pozwalam sobie na różna rzeczy;).

  Odnosząc się do tytułu postu postanowiłam tym razem spróbować zrobić muffinki. Nigdy nie robiłam ich sama, często zbierałam się do ich zrobienia, no ale zawsze było coś praca, zmęczenie, inne obowiązki. Uznałam, że czas to zmienić. Dzisiejsze popołudnie było doskonałą okazją z racji tego, że Pan mąż pojechał z kolegami na paintball, pies dał mi trochę spokoju i zajął się sobą, aż w końcu zasnął.
  Z pieczeniem jest u mnie jak z rysowaniem, odstresowuje mnie, relaksuje, pozwala przenieść się do innego świata. Oddaje temu zawsze swoje serce. Taka moja mała pasja, która kiedy wychodzi sprawia ogromną satysfakcję i chęć podzielenia się z innymi.
  Moje muffinki z kawałkami czekolady zrobiłam z przepisu  Nigelli Lawson.

Oto niezbędne składniki:
  • 1 i 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 2 łyżki kakao
  • 3/4 szklanki cukru pudru (dałam 1/2 szklanki)
  • kilka kostek czekolady (dałem posiekaną czekoladę gorzką z  ponad 60%zawartością kakao, bo mleczna średnio mi smakuję i jest trochę bezwartościowa moim zdaniem, troszkę białej z orzechami)
  • 1 szklanka mleka
  • 1/2 szklanki oleju
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (ja dałam 1 łyżeczkę cukru waniliowego)
  Wykonanie :
Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia i sodą do dużej miski, dodać kakao, cukier puder razem wymieszać.
W drugiej misce wymieszać mokre składniki: mleko (dałam  letnie), jajko, olej, wszystko delikatnie zmiksowałam.
Do miski z suchymi składnikami przelać "mokre" można wymieszać ręcznie za pomocą drewnianej łyżki (nie przejmować się grudkami), ja jednak delikatnie połączyłam oba składniki za pomocą miksera, na koniec wsypałam posiekaną czekoladę i wymieszałam.
Gotowe ciasto przekładać do papilotek, najlepiej robi się to za pomocą łyżki do lodów, wykładamy do 2/3 wysokości, na wierzch muffinek posypujemy jeszcze posiekaną czekoladą.

Piec w temperaturze 185 st.C. około 20 minut.

                                                           Smacznego


                                                                    M.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Nie taki pies jak go malują









  Dawno mnie tu nie było. Właśnie siedzę sobie na moim tarasiku i rozmyślałam. W końcu lato daje czadu! u mnie mnóstwo słońca. Można powiedzieć, że żar leje się z nieba. Jak na początku wspominałam od zawsze byłam psiarą. To chyba odziedziczyłam po mamie. Od małego dziecka nie bałam się psów, a ich widok wprawiał mnie euforię. Zawsze mówiłam, że jak będę na swoim to będę też mieć pieska i spełni się moje ogromne długoletnie marzenie. I tak się stało, od 8 miesięcy jestem posiadaczką boston teriera.
  Nord, bo tak ma na imię mój pies jest niezwykle energicznym 10-miesięcznym pieskiem. Wszędzie go pełno, ma niespożyte pokłady energii. Lubi sobie czasem poszczekać jak coś nie jest po jego myśli. Jest jak dziecko, ha może nawet gorzej! Czasem śmieję się w środku, że po przeżyciach z Nordem, Zuzka mnie już nie zaskoczy. Nord jest niezwykle inteligentym pieskiem. Gdy przychodzi późny wieczór staje się przekochany przychodzi do łóżka, przytula się i oczekuje czułości. Niestety jego problemem jest ADHD!Nie nie nie nie stwierdzone medyczne, ale ja uważam, że je ma dopóki się mocno nie zmęczy. Jest niezwykle spostrzegawczym i pamiętliwym psem. Wie gdzie co jest przechowywane i często nie waha się tej wiedzy skorzystać. Zabiera kapcie, buty, gdy tylko spuści się z niego wzrok. Przy montowaniu szafy zainteresował go nawet śrubokręt, który oczywiście porwał pod łóżko. To istny złodziej, a jego prywatne zabawki nie zawsze go satysfakcjonują. Niestety pomimo częstych spacerów trzeba po nim sprzątać czasem w domu, co niejednokrotnie jest irytujące. Najgorsze jest to, że gdy przychodzą do Nas goście wpada w szał, zwraca na siebie uwagę, szczeka, oczekuje zabawy i zamiast gośćmi niejednokrotnie trzeba pilnować psa. Jest towarzyski i kochany, mały  ale każdy nieprzewidywalne dla niego zachowanie człowieka wpędza go w agresję. Podskakuje do ludzi przechodzących obok i uwielbia podgryzać ręce, co niestety nie każdemu odpowiada. Próbujemy nieustannie oduczać go pewnych zachować, jest lepiej jak na samym początku, ale do osiągnięcia celu trochę nam jeszcze brakuje.
  Co raz bardziej martwię się, jak to będzie jak Zuzka przyjdzie na świat. Jak na nią zareaguje? Czy nie będzie zazdrosny?Czy nie będzie po niej skakał i nieświadomie nawet nie zrobi jej jakiejś krzywdy?
Kocham go jak członka rodziny, ale to piesek, który czasem ma różne pomysły i narazie nie wyobrażam sobie ich zostawić sam na sam. Posiadanie psa ma wiele korzyści w przypadku małego dziecka. Dziecko intensywnie się rozwija, uczy się budować relacje ze zwierzęciem. Uczy jak opiekować się drugą istotą, jak być za nią odpowiedzialną i jak jej nie krzywdzić.  To ogromne plusy!
  Często myślę czy podołam wszystkim obowiązkom. W końcu to moje dziecko najważniejsze na świecie! A pies? Nie chcę żeby czuł się odstawiony, już niepotrzebny. Chciałabym, żeby ułatwiał mi opiekę nad tą małą istotką , a nie ją utrudniał. Wierzę, że tak będzie ciągle wierzę. Bo co jak przestanę? Nie chciałabym oddawać psa, to byłaby moja osobista porażka. Jak to? że ja ? nie dałam rady? nie dałam rady z małym 8-kilowym pieskiem?
  Jakoś to będzie prawda, bo zawsze jakoś jest.
                                                          zatroskana M.

wtorek, 1 lipca 2014

Słodka chatka

 Wczoraj był paskudny dzień. U mnie ciągle i ciągle padało, a momentami lało. Nic mi się nie chciało, nawet ruszyć ręką.
  Dzisiaj obudziło mnie słońce. Dostałam nowej energii do życia. Postanowiłam więc zrobić coś co od dawna miałam w planach. Lubię różne zbożowe ciasteczka z owocami czy innymi dodatkami, więc pomyśłałam, że może warto byłoby zrobić "domowe", takie wzbogacone o swoje ulubione dodatki z mniejszą ilością cukru, zrobione z najlepszej jakości składników. Dobre a zarazem zdrowe. Skorzystałam z przepisu, który znalazłam w internecie. Często mam do nich dystans, bo nie zawsze są dobre i niekoniecznie zgodne z prawdą. Zmodyfikowałam przepis o dodatki, które akurat miałam w domu i które lubię jeść z mlekiem czy jogurtem.
 Takie domowe ciasteczka owsiane z owocami mogą być dla dziecka fajną alternatywą dla słodkich, pełnych cukru ciastek ze sklepu. Jak powiedziała mi Pani Mama Dietetyk z jednego z blogów- posiadanie małego dziecka motywuje do robienia czegoś co jest naturalne , zdrowe, nie zawiera 5 tysięcy niepotrzebnych do życia składników i konserwantów aż wreszcie nie uzależnia od cukru.
 Ciasteczka wykonałam  z :
- 1 jajka
- 140 g mąki z pełnego przemiału w typie razowej
- 75 g cukru brązowego lub można dodać kilka łyżeczek miodu w zależności od smaku,   gustu
- 125 g masła
- płatki owsiane z crunchy kokosowym
- garść suszonej żurawiny
- garść skórki pomarańczowej
- posiekane orzechy włoskie
- kawałeczki posiekanej gorzkiej czekolady z dużą zawartością kakao oraz orzeszkami laskowymi
  Można dodać migdały jeśli tylko się lubi lub białą czekoladą. Proponuję jednak wybierać czekoladę nie najtańszą, ale bogatą w wartościowe składniki czyli z dużą zawartością kakao, która zawiera cenny magnez.
A oto przebieg mojej dzisiejszej "kuchennej ewolucji" :)





                                           Idealnie pasują do kawy na towarzyskie spotkanie:)

                                                               Smacznego:)


                                                                       M.
























niedziela, 29 czerwca 2014

Rodzice, starzy ? matka czy mama? ojciec czy tata ?





Bycie rodzicem jest nie lada wyzwaniem. Myślę, że to jedna z trudniejszych  życiowych ról. To poza pracą zawodową praca na cały etat. Wymaga od nas wielu poświęceń, przynosi mnóstwo radości i pewnie czasem przysparza smutku. Wydaje mi się, że to ogromna lekcja pokory, bo wymaga często od Nas cierpliwości i wsłuchania się w siebie i dziecko. Wychowanie dziecka może wymagać wielu wyrzeczeń.
 Często myślę jaką będę mamą. Czy dam radę? Idąc od początku Czy będę wiedziała jak Cię wykąpać, jak nakarmić? Co jeśli nie będę wiedziała dlaczego płaczesz Zuzku? Pierwsze dni Twojego życia to będzie etap wzajemnego poznawania się. To czas nawiązywania więzi, która będzie Nam towarzyszyć do końca życia. Chciałabym być taką mamą jaką jest moja mama dla mnie. Tak sobie teraz myślę, że nigdy nie określiłam jej słowem"matka". Bo matka jest biologiczna czy tzw. "Matka Polka". Określenie"matka" jest dla mnie takie zimne...Mam nadzieje, że dla Zuzi też będę mamą. Bliską osobą , najbliższą kobietą w życiu tak jak my z mamą -trochę takie przyjaciółki. Mamą czyli osobą , której mogę wypłakać się , wyżalić, dzielić się swoimi problemami, rozsterkami. dzielić się radością. Mam nadzieję będę takim samym wsparciem jakim była i jest dla mnie moja mama, osobą dzięki której bardzo wiele w życiu zawdzięczam i dzięki, której nie brakowało mi niczego.


  Z ojcem jest jak z matką. Ojcem może zostać każdy, ale tatą trzeba umieć być. Wydaje mi się, że córka jest w życiu taty ważną osobą i vice versa. Bardzo mi zależy, aby między Panem Mężem a Zuzką wytworzyła się silna i bardzo ważna więź, taka nierozerwalna... może dlatego, że ja sama tego nigdy nie doświadczyłam. Jak już wspominałam wcześniej kiedy poznałam mojego Damiana , czułam , że to będzie ten człowiek, który będzie wspaniałym mężem i co ważne wspaniałym tatą.
 Mam nadzieję, że będziemy dla Zuzka najlepszymi rodzicami, na których zawsze będzie mogła liczyć. Nie..nie takimi idealnymi, ale najlepszymi w jej świecie.
                               

piątek, 27 czerwca 2014

Modny maluch







  Dzisiaj w końcu wyszło obrażone słońce zza chmur, zrobiło się cieplej. Po długim namyśle postanowiłam odświeżyć pierwszą wyprawkę ubrankową dla Zuzki. Długo zwlekałam, nie zrywałam metek, cen, bo bałam się... w sumie nie wiem czego, żeby nie zapeszać? Pomyślałam głupolu skończ z takim myśleniem! Ubranka przedstawione na zdjęciu są właściwie w 98% nowe, tylko 2 narazie pochodzą z Sh. Mimo nowości uznałam, że warto przepłukać je w jakimś ładnie pachnącym płynie, bo przecież były na pewno dotykane w sklepie przez setki ludzi. W tym celu wybrałam płyn marki Lovela. Przekonało mnie przede wszystkim to, że neutralnie pachnie, jest hypoalergiczny, do stosowania od pierwszych dni życia dziecka, do wrażliwej skóry szczególnie w przypadku AZS no i co najważniejsze posiada pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka.
  Kiedy człowiek wchodzi od sklepu do sklepu to uświadamia sobie, że za naszych czasów nie było takiego wyboru, tylu kolorów, takich wzorów. Mama opowiadała mi, że zdarzały się unikaty czy  perełki w tzw. peweksach. Dzisiaj jedynym dylematem przed jakim stoi człowiek to cena.
  Pierwsza wyprawka Zuzki składa się głównie z ubranek marki F&F, H&M, pojedyncze ze SMYKA. Ku mojemu zaskoczeniu ceny w niektórych przypadkach są do siebie zbliżone. 2 pary śpiochów udało mi się zakupić w Sh.Tu podziękowania należą się mojej koleżance Kindze, która poleciła mi ten sklep z odzieżą sprowadzaną z Anglii (marek m.in. Zara, Next) . Mimo, że wycieczka była daleka, a na wejściu spotkało mnie ogromne rozczarowanie, po dłuższym szperaniu udało mi się wyhaczyć dwie perełki. Czekam na sierpień i dostawę jesiennej kolekcji. Nasze początkowe rozmiary 56/62cm przypadają na jesień, więc fajnie byłoby dostać jakiś wyjątkowy sweterek na guziczki . Ciekawą marką jest również Kappahl- muszę przyznać, że za jakość materiału, efektywność należy im się wielki plus. A co idzie za jakością? Cena.
 Wszystkie rzeczy są piękne, ale nasze dziecko przecież zmienia się z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc i coś co było dobre za chwile będzie za małe. Dlatego muszę przyznać się, że często miałam dylemat czy brać czy nie brać ? To była ogromna batalia serca z rozumem. W jakim rozmiarze? Zgodnie z poradami już doświadczonych młodych mam obkupiłyśmy się w kilka rzeczy w rozmiarze 56 a duża część w 62, tak aby było wygodnie i nie tymczasowo a troszkę na dłużej.
 A może Wy dziewczyny polecacie jakieś fajne sklepy z odzieżą niemowlęcą? jakie macie doświadczenia? Może polecacie jakiś Sh czy sklep internetowy?
 Muszę się jeszcze na koniec czymś pochwalić:). Dzisiaj byliśmy z Panem Mężem w Ikei. Narazie Zuza z Nami będzie spać i skrawek pokoju należy się też jej. Taki własny kąt. Zakupiliśmy regał, którego montaż okazał się ogromnym utrapieniem i walką z wiatrakami. Po dłuższych walkach udało się złożyć kloca .Nie wiem czy to nie będzie pierwszy i ostatni zakup MEBLOWY w Ikei :):). Prezentuje się w każdym razie tak jak chciałam. Bo każdy regał musi być starannie zaplanowany, pierwszy najważniejszy to lala anielica wykonana na specjalne zamówienie. Następne planowane są drewniane literki, misie pluszowe, ramki ze zdjęciami mamy, taty i Twoje Zuzko jak będziesz na świecie, bajki, pojemniki do przechowywania zabawek dla zachowania porządku :). Oto pierwsze efekty naszej pracy. Podoba Wam się? Dziękuję Ci Mężu:)

                                                                    Pozdrawiam,
                                                      
                                                              prawie mama Marta :)

czwartek, 26 czerwca 2014

O mnie

  Mam na imię Marta. Mam 27 lat. Uwielbiam dobre jedzenie, kino, muzykę i przeglądanie wyjątkowych fotografii . Od dziecka rysowniczka, miłośniczka zwierząt, a w szczególności psów. Chora na punkcie pieczenia.
  Zainspirowana kilkoma blogami postanowiłam spróbować własnych sił, dodatkowym motorem moich działań jest Zozol czyli Zuzia, zamieszkała obecnie w moim brzuszku i która to pod koniec września ma przyjść na świat. Tak... :) Zuzia . Od początku czułam , że to będzie dziewczynka. Nie miałam żadnych smaków, choć słabość do słodkości pozostała. Pobyt w sklepach dla dzieci kończyła się zawsze na regałach z ubrankami dla dziewczynki.


  Pamiętam że gdy zobaczyliśmy 2 kreski na teście bardzo ucieszyliśmy się, bo Zuzia była dzieckiem zaplanowanym. Nie wiem czy dla Damiana był to cios, kiedy w 12 tygodniu ciąży dowiedzieliśmy się, że to nie chłopiec- Filip, tylko dziewczynka. Jednego byłam pewna, kiedy 6 lat temu poznałam mojego "małżka" wiedziałam, że będzie fajnym tatą. Nie wiem czy to stereotyp czy nie, ale podobno jak mężczyźnie rodzi się syn rozpiera go większa duma niż w przypadku córki. Pewnie nigdy nie dowiemy się jaka jest prawda. Jestem też pewna, że Zuzia będzie oczkiem w głowie taty i najważniejszą kobietką w jego życiu.
  Chciałabym, aby blog był poświęcony głównie naszej córce Zuzi jak się zmienia, rozwija z wplecionymi wątkami kulinarnymi, wycieczkowymi, zakupowymi. Mam nadzieję, że uda mi się zatrzymać wyjątkowe chwile jakie Nas czekają właśnie tu na papierze i zdjęciach.
                                                                   
                                                                  Pozdrawiam,

                                                                   Marta :)